Lidia Tasarz

"Córka Noriakiego" część IV

Do końca dnia Mika siedziała za biurkiem jak na szpilkach. Dziękowała Bogu, że Eric nie wpadł na pomysł, żeby ją odwieźć do pracy, tym bardziej, że kiedy się żegnał, odniosła wrażenie, iż w pewnym momencie chciał jej to zaproponować. Na szczęście jednak zawahał się i w porę zrezygnował z takiej propozycji, a jedynie szepnął jej do ucha, że zobaczą się jutro. Dobrze, że tak się to skończyło, bo Mika nie wiedziałaby, czy wypada mu odmówić, a jeśli tak, to jak to zrobić, by go nie urazić. Na pewno by się nie zgodziła na wspólną jazdę do firmy. To by było … niestosowne. Właśnie – niestosowne – jedynie takie określenie tej sytuacji przyszło jej do głowy. Na szczęście Eric pożegnał się na parkingu i poszedł w stronę swojego samochodu, którego drzwi już z daleka otwierał mu kierowca ubrany w ciemny uniform z błyszczącymi guzikami i śnieżnobiałą koszulę. Wyglądał dostojnie i elegancko. Czapkę z daszkiem trzymał w jednej ręce, a drugą otwierał Ericowi drzwi samochodu. Mika żachnęła się w myślach na ten widok – a jednak trochę pozer z tym kierowcą. Ale mimo wszystko, sympatyczny.

Wróciła do biura dziwnie rozkojarzona. Z trudem zebrała myśli i wzięła się za dokańczanie projektu. Ale praca w ogóle jej nie szła. Myśli co chwila uciekały jej do Erica, a w zasadzie do tego, co powiedział o jutrzejszym spotkaniu w biurze. Co miał na myśli? O co mu chodziło? Czyżby zamierzał wezwać ją „na dywanik”? Ale niby dlaczego? Przecież chyba jeszcze niewiele wiedział o jej pracy? Na pewno nie zrobiła nic złego, a wręcz przeciwnie – od samego początku starała się pracować jak najlepiej i wiedziała, że to, co robi spotykało się z aprobatą. Poza tym, Mika znała swoją wartość i wiedziała, że przygotowuje projekt fachowo i profesjonalnie. Inaczej by tego nie robiła. A może takie tutaj są zwyczaje, że szef rozmawia z nowo przyjętymi pracownikami? Chce ich poznać osobiście. Mika czuła się nieswojo. Nie wiedziała, jakie w firmie panują stosunki miedzy szefem a pracownikami, nie chciała jednak nikogo o to pytać, bo czułaby się jeszcze bardziej niezręcznie. No i zdradziłaby, że to z szefem jadła dzisiaj lunch, a nie wiedziała, jak byłoby to przyjęte przez współpracowników. Poza tym wcale nie uważała tego za powód do chwalenia się. Pracowała tu od niedawna, a Erica przez cały ten czas nie było na miejscu. Wiedziała od Kate, że poleciał do Chin załatwiać jakieś sprawy biznesowe, ale nie bardzo ją to wtedy interesowało. Za to teraz zachodziła w głowę, o co mu, do cholery, mogło chodzić? A może nadinterpretowała jego słowa? Może po prostu – chciał jej powiedzieć, że jutro będzie w firmie i po prostu się zobaczą. Nic wielkiego. Tak, na pewno o to chodziło. Ta myśl ją trochę uspokoiła i pozwoliła zająć się pracą. Na szczęście jeszcze Daniel i Eva poprosili ją o konsultacje w sprawie reklamy jednego z produktów, więc mogła zająć się nie tylko czymś bardziej konkretnym, ale i rozmową, która, pod koniec dnia, oderwała ją dość skutecznie od uporczywych myśli o Ericu.

Po pracy nie wracała od razu do domu. Dzisiaj był dzień, kiedy prosto z biura jechała na trening. Już sama myśl o tym poprawiła jej humor. W bagażniku miała torbę z ubraniami do ćwiczeń i do przebrania się po treningu. Z ulgą zamknęła laptopa i przerzucając przez ramię torebkę, pospiesznie wyszyła z biura. Liczyła, że spotka dzisiaj na sali Michaela, swojego sparingpartnera, który na macie nie widzi w niej dziewczyny, tylko przeciwnika i dzięki temu, będzie mogła w ostrej walce rozładować wszystkie dzisiejsze stresy i frustracje.

Kate zza kontuaru pomachała jej na pożegnanie. Mika uśmiechnęła się do niej serdecznie i niemal biegiem ruszyła w kierunku wyjścia. Perspektywa godziny na macie dosłownie dodawała jej skrzydeł.

Michael już na nią czekał, gotowy do walki. Lubił tę niepozorną, ciemnowłosą i zadziorną dziewczynę, która na macie stawała się ostrą i trudną do pokonania przeciwniczką. Już od progu zauważył, że emocje aż w niej buzują.

- Chyba miałaś dzisiaj ciężki dzień? – bardziej stwierdził, niż zapytał.

- A żebyś wiedział – przytaknęła Mika – I dlatego chętnie spuszczę ci manto!

- Serio? – Michael zaśmiał się głośno – W takim razie szybko idź się przebrać , a potem mała rozgrzewka i na matę!

- Jasne! – Mika pokiwała głową i ruszyła w stronę szatni. Lubiła to miejsce. Znała tu każdy kąt, każdy zakamarek. Na treningi przyjeżdżała od lat i nie wyobrażała sobie, że mogłaby z tego zrezygnować. Na początku ćwiczyła tu judo, ale z czasem okazało się to dla niej za mało. Jakieś dwa lata temu zafascynowała ją krav maga. To było coś, co dawało jej prawdziwego, pozytywnego kopa. Dosłownie i w przenośni. Gdyby mama wiedziała o krav madze, na pewno by się nie zgodziła, żeby Mika ćwiczyła tak bardzo brutalne sztuki walki. Wiedząc to, Mika nic jej nie mówiła, a sińce i otarcia starannie przed nią maskowała.

Lubiła walki z Michaelem, bo wiedziała, że będzie ją na macie traktował, jak każdego innego przeciwnika. Bez ulgi i bez sentymentów. Nie lubiła, kiedy traktowano ją ulgowo i nie potrzebowała tego. Radziła sobie Michaelem jak równy z równym, mimo że był od niej o wiele wyższy i dużo cięższy.

Poobijana, zmęczona, ale szczęśliwa i wyluzowana, wskoczyła pod prysznic i z lubością nadstawiła twarz pod strumień ciepłej wody. Bolały ją mięśnie, bolały nogi i ręce, ale dzięki temu czuła, że żyje i było jej z tym cudownie dobrze.

Miękkim, pachnącym ręcznikiem, od niechcenia zerkając w owalne lustro wiszące nad umywalką, starannie wycierała włosy. To, że nie były długie, w tej sytuacji było wielkim plusem – Mika nie potrzebowała suszarki, żeby po kąpieli wyjść na ulicę. Zresztą, dzisiaj na dworze było tak gorąco, że włosy same wyschną w kilka minut. Palcami przeczesała krótką czuprynkę i mimowolnie uśmiechnęła się do swojego odbicia. Po wysiłku wrócił jej dobry humor i nawet perspektywa jutrzejszego spotkania z Ericem nie wydawała jej się już ani dziwna, ani straszna.

Wskoczyła w dżinsowe szorty, wciągnęła bawełnianą koszulkę, a stopy z ulgą wsunęła w wygodne sandałki. Ubranie, które miała na sobie w biurze, starannie złożone, spoczywało bezpiecznie na dnie torby. Ubrana tak, jak teraz, czuła się wygodnie i swobodnie.

W drzwiach minęła się z Michaelem.

- Dzięki za sparring! Do zobaczenia za tydzień!

- Trzymaj się! Za tydzień rewanż – roześmiał się Michael – Nie myśl, że ci daruję!

- Na to liczę. I tak mi nie dasz rady! – Mika pokazała mu język i jak mała dziewczynka w podskokach ruszyła do stojącego nieopodal samochodu.

Siedząc już w samochodzie, zerknęła na telefon leżący na siedzeniu pasażera. Dwie nieodebrane rozmowy. Jedna – oczywiście od mamy, a druga od Marii. Po chwili zastanowienia najpierw zadzwoniła do mamy.

- Halo, Mika?

- Tak, mamo, to ja. Dzwoniłaś kiedy byłam na treningu.

- Wiem, kochanie. Myślałam, że jeszcze cię przedtem złapię, bo zadzwoniła do mnie Maria.

- Do mnie też …

- Prosiła, żebyś do niej dzisiaj podjechała, bo ma już gotową przymiarkę twojej sukienki.

- Już? – zdziwiła się Mika – To szybko jej poszło.

- Znasz Marię… a do soboty już nie tak daleko, kochanie. Zaledwie trzy dni! Maria prosiła, żebyś zaraz po treningu przyjechała do niej do pracowni.

- Oczywiście. Już do niej jadę. Pa, mamo. Zobaczymy się później – Mika chciała się rozłączyć, ale Anna jeszcze dodała:

- Mogę przyjechać? Chciałabym zobaczyć tę sukienkę … jeszcze przed sobotą. Może coś podpowiem?

- Nie, mamo! – Mika stanowczo zaoponowała. Chyba zabrzmiało to ostrzej, niż zamierzała, więc już spokojniej dodała – Nie gniewaj się, ale wolę, żebyś miała niespodziankę. Poza tym, wiesz dobrze, że Maria nie potrzebuje żadnych podpowiedzi!

- Wiem – mruknęła mama zrezygnowanym tonem – W takim razie poczekam na ciebie, a ty jak wrócisz, to mi opowiesz, jak wygląda ta sukienka. Powiem Esther, żeby zrobiła coś dobrego na kolację, coś co lubisz. Na pewno jesteś głodna!

- O! To dobry pomysł – ucieszyła się Mika, bo rzeczywiście ostatnie, co jadła, to lunch, kilka godzin temu. Po treningu wypiła wprawdzie koktajl proteinowy, ale zanim wróci od Marii, na pewno zdąży zgłodnieć. – Pa, mamo. Do zobaczenia na kolacji!

- Pa, kochanie – odpowiedziała mama i rozłączyła się, a Mika wreszcie mogła spokojnie wyjechać na ulicę .

Maria już na nią czekała w swojej pracowni. Z tajemniczą miną zaprowadziła Mikę za wysoki parawan, gdzie na drewnianym wieszaku, szczelnie okryta pokrowcem, wisiała jej sukienka.

- Najchętniej bym ci zakryła oczy, żebyś teraz nic nie widziała, tylko żebyś zobaczyła efekt końcowy – powiedziała sięgając po sukienkę.

- To może ja zamknę oczy? – zażartowała Mika.

- I tak byś podglądała! Ściągaj koszulkę i te portki i odwróć się. Chociaż teraz nie podglądaj. Zobaczysz się dopiero w lustrze, jak już włożysz na siebie to cudeńko.

Mika posłusznie odwróciła się i tylko usłyszała szelest rozsuwanego suwaka przy pokrowcu. Podniecenie i podekscytowanie Marii i jej się udzieliło. Mimo że tak bardzo stroniła od sukienek, tej akurat oczekiwała teraz z niespokojnym biciem serca. Kiedy Maria podeszła do niej i kazała jej podnieść do góry ręce, żeby wsunąć na nią sukienkę, Mika naprawdę zamknęła oczy. Postanowiła, że otworzy je dopiero kiedy Maria każe jej się odwrócić i spojrzeć w lustro. Czuła, jak delikatny, miękki i chłodny materiał sunie po jej rozgrzanej jeszcze po treningu i prysznicu skórze. Było to bardzo miłe uczucie. Maria ostrożnie zasunęła jej na plecach zamek błyskawiczny, poprawiła coś na ramionach i w pasie. A Mika cały czas stała prościutko, z lekko rozpostartymi ramionami i nieruchomo jak manekin. Mocno zaciskała powieki, żeby niczego, choćby przypadkiem, nie zobaczyć. Nawet wstrzymała oddech, żeby czasem czegoś nie zepsuć.

- Ty naprawdę nie podglądasz! – ucieszyła się Maria. Delikatnie złapała Mikę za ramiona i powoli odwróciła ją w stronę dużego lustra, sięgającego od podłogi niemal do samego sufitu. – Okej … już możesz otworzyć oczy.

I Mika posłusznie otworzyła. To, co zobaczyła w lustrze, zaparło jej dech w piersiach i odebrało mowę. Stała z szeroko otwartymi oczami i patrzyła na tę zdziwioną ale piękną dziewczynę w przepięknej sukience. Odruchowo zakryła dłońmi usta, żeby nie stać z rozdziawioną buzią. Wyglądała jak prawdziwa księżniczka. W takiej odsłonie Mika siebie jeszcze nigdy nie widziała. Patrzyła na swoje odbicie, jakby patrzyła na kogoś zupełnie jej obcego. I ten widok niewyobrażalnie się jej podobał. Ją samą bardzo to dziwiło, bo do tej pory nie miała pojęcia, że coś tak kobiecego, tak zwiewnego, może zwrócić jej uwagę, a cóż dopiero – że może tak bardzo się jej spodobać.

Tak, jak obiecywała Maria, sukienka była piękna i niepowtarzalna – lekka i zwiewna, jak mgiełka. Mimo że spódnica uszyta była z niezliczonej ilości warstw delikatnego, bladoróżowego tiulu, nic nie traciła na zwiewności. Wręcz przeciwnie. Kojarzyła się Mice z delikatnymi obłokami na błękitnym, letnim niebie. Gorsecik i górę spódnicy pokrywały subtelne koronkowe kwiatki w kolorze sukienki, które dodawały jej dziewczęcego uroku. Aksamitne, granatowe ramiączka, łagodnie przechodziły w podkreślający biust i talię wąski pasek, zawiązany z przodu w fantazyjną kokardkę.

- I jak? – zapytała Maria, chociaż widząc minę Miki wcale pytać nie musiała.

- Jest … niesamowita … przepiękna … - wyszeptała Mika nie odrywając wzroku od swojego odbicia.

- Mówiłam, że ci się spodoba – Maria zadowolona z efektu, podeszła do Miki i fachowym okiem spojrzała na sukienkę – W kilku miejscach trzeba jeszcze drobnych poprawek, ale już teraz leży na tobie niemal idealnie. Nawet jak stoisz na bosaka! Z delikatnymi szpileczkami będzie jeszcze ładniej.

Mika spojrzała na swoje bose stopy i roześmiała się głośno.

- Nie mam takich butów! Nigdy nie noszę szpilek – spojrzała na Marię i dodała – Nawet nie umiem w czymś takim chodzić. Muszą być szpilki?

- Muszą. Kup dzisiaj, pochodź w nich w domu, a do soboty nauczysz się chodzić. Zresztą … Anna ci pomoże. Dobrze wiesz, że mama jest mistrzynią w chodzeniu na obcasach. A przecież też kiedyś nie umiała …

- Serio? – zdziwiła się Mika - Myślała, że mama urodziła się już z taką umiejętnością. To ty ją nauczyłaś?

- Każdy musi się nauczyć chodzić. Nawet królowa angielska – mruknęła filozoficzne Maria, nie odpowiadając na Miki pytanie.

Rada nie rada, Mika po wyjściu z pracowni Marii, wyruszyła na poszukiwanie odpowiednich do sukienki butów. Całe szczęście, że pracownia była w centrum, przy głównej ulicy, przy której co kawałek były nie tylko sklepy z ekskluzywną odzieżą, ale i z markowymi, a przez to i niemiłosiernie drogimi butami. Wsparta radami uprzejmej pracownicy salonu obuwniczego, po niecałej godzinie, Mika z eleganckim pudełkiem, zapakowanym do równie eleganckiej firmowej torby, z głośnym westchnieniem ulgi, siadła za kierownicą swojego samochodu i ruszyła wreszcie do domu.


Od 2 do 10000 znaków