Lidia Tasarz

"Córka Noriakiego" - zapraszam do czytania kolejnego fragmentu powieści.

*

 

            Dzwonek telefonu oderwał ją od ważnego projektu, nad którym pracowała od rana. Nie lubiła, kiedy mama dzwoniła do niej w godzinach pracy. Mika zerknęła na zegarek w rogu monitora. Do lunchu zostało jeszcze półtorej godziny. Niechętnie sięgnęła po telefon.

- Jestem w pracy, mamo – mruknęła poirytowana, bo zdała sobie sprawę, że właśnie umknął jej z głowy wspaniały pomysł, niemal genialne rozwiązanie projektu, nad którym pracowała. Pomysł wydawał się wspaniały zwłaszcza teraz, kiedy wyleciał jej z głowy. – Prosiłam, żebyś nie dzwoniła do mnie do pracy.  Coś się stało?

- Nie. Chciałam ci tylko przypomnieć o dzisiejszym lunchu.

- Mamo! Pamiętam. Jak mogłabym zapomnieć, skoro wczoraj co najmniej dziesięć razy mi przypominałaś?

- Dlaczego nie włożyłaś tej sukienki, którą ci przygotowałam? – w głosie matki Mika wyczuła pretensję.

- Bo nie jestem już przedszkolakiem, mamo, i potrafię sama sobie wybrać ubranie do biura.

- Do biura może i tak, chociaż tu też mam wątpliwości, ale nie o biuro mi chodzi, tylko o lunch.

- A czy na lunch nie mogę iść ubrana tak, jak do pracy? Przecież jestem w pracy! I wychodzę tylko na godzinną przerwę, a potem z powrotem wracam do biura.

- Oj, wiem, że jesteś w pracy … Ale chciałam, żebyś się dzisiaj szczególnie ładnie prezentowała …

- Szczególnie ładnie? – Mika parsknęła śmiechem – Mamo, co ty wygadujesz? Z kim ty się umówiłaś? Z jakimś księciem z bajki?

- Prawie … To nasz największy sponsor i darczyńca. I koniecznie chce cię poznać.

- Trochę to dziwne, wiesz? I nie rozumiem, po co chcesz dla niego robić taki cyrk z przebierankami.

- Może wyjdziesz chwilę wcześniej? –mama zignorowała słowa Miki i dalej trwała przy swoim pomyśle  – Przywiozę ci tę sukienkę i jeszcze zdążysz się przebrać …

- Mamo, czy ty oszalałaś? – Mika niemal się zakrztusiła przełykając chłodną lekko gazowaną wodę – Sorry, ale nie mam zamiaru się przebierać. I skończmy już ten temat. Muszę wracać do pracy … Pa!

- Przemyśl to jeszcze – mama nie dawała za wygraną – Będę po ciebie chwilę przed pierwszą. Pa, kochanie.

            Mika z niedowierzaniem pokręciła głową. Co ta mama wyprawia? Co znowu wymyśliła? Jakby nie znała swojej córki. Mika i przebieranki przed lunchem w sukienkę i to na dodatek dla jakiegoś obcego faceta! Nie, to absolutnie nie wchodziło w rachubę. To nie było w jej stylu. Sukienka w ogóle, a już dla faceta – tym bardziej! I tak sporym wyzwaniem dla Miki było codzienne wbijanie się w ołówkową spódnicę i jasną bluzkę – niepisany, ale umowny i obowiązkowy strój biurowy. A matka chyba oszalała, skoro myśli, że Mika nagle zacznie się stroić dla jakiegoś nieznanego faceta.

            Szczerze mówiąc, matka wokół tego lunchu robiła od wczoraj taką atmosferę, że Mika naprawdę zaczynała być ciekawa, kogo chce jej przedstawić. Jakiś młody, uroczy człowiek … I pewnie jeszcze obrzydliwie bogaty, skoro jest najważniejszym sponsorem jej akcji charytatywnej. A skoro bogaty, to zapewne i dupek, bo to, niestety, zwykle idzie w parze. Zadufany w sobie i zarozumiały.  A od takich Mika trzymała się jak najdalej. Wolała towarzystwo swoich sprawdzonych kolegów i znajomych . Zwyczajnych chłopaków, a nie jakichś nadętych pajaców, którzy myślą, że jak mają kasę, to są panami świata.

            Westchnąwszy przesadnie ciężko, Mika wróciła do pracy. Dobry pomysł szlag trafił. Uciekł wraz z dzwonkiem telefonu od mamy. Będzie teraz musiała wszystko zaczynać od nowa. Na szczęście, kiedy wróciła do przygotowywanego projektu, przypomniała sobie, poprzednią myśl i bez problemu ruszyła z robotą. Pracowało jej się naprawdę bardzo dobrze, mimo że rozmowa z mamą nieco wyprowadziła ją z równowagi. Pięć minut przed pierwszą zerknęła na zegarek, zaskoczona, że czas tak szybko zleciał, zerwała się z krzesła zamykając laptopa, w pośpiechu złapała torebkę i ruszyła do wyjścia. Dużo nie brakowało, a przegapiłaby godzinę spotkania z matką. W holu zatrzymała się jeszcze na chwilkę i zamieniła kilka słów z Kate, miłą, rudowłosą recepcjonistką , z którą od samego początku, odkąd Mika tu pracuje,  bardzo się polubiły i zwykle razem jadły lunch w niewielkiej knajpce tuż za rogiem. Dzisiaj Mika miała zjeść lunch z matką i tajemniczym nieznajomym. Na szczęście Kate akurat dzisiaj zastępowała w recepcji swoją zmienniczkę, więc Mika nie musiała się tłumaczyć, dlaczego nie pójdą razem.

- Chyba ktoś na ciebie czeka – Kate ruchem głowy wskazała stojące centralnie przed wejściem eleganckie czerwone auto. – To twoja mama?

Mika pokiwała potakująco głową.

- Od dawna już tu czeka?

- Jakieś dziesięć, może piętnaście minut.

- Dziwne, że nie jeszcze zadzwoniła. Do zobaczenia, Kate. Trzymaj za mnie kciuki, bo nie mam pojęcia, co dzisiaj knuje moja mama.

            Mika pomachała koleżance ręką na pożegnanie i pospiesznie wyszła na ulicę. Już z daleka widziała, że matka jest niezadowolona z jej spóźnienia. Na widok zbliżającej się córki wydęła usta, jak obrażone dziecko i demonstracyjnym ruchem przerzuciła na tylne siedzenie swój kapelusz.

- Wiesz, że nie lubię się spóźniać! Na szczęście to niedaleko i mam nadzieję, że nie będzie korków.

Mika bez słowa usiadła obok matki. Nie chciała teraz wdawać się z nią w dyskusję, która mogła przerodzić się kłótnię. Wolała już bardziej nie psuć sobie humoru. Tym bardziej, że  rozumiała poirytowanie matki, bo sama nie lubiła się spóźniać i nie znosiła, kiedy inni nie byli punktualni. Zerknęła z ukosa na mamę.

- Przepraszam. Byłam zajęta pracą i nie zauważyłam, że już tak późno.

- Powinnyśmy zdążyć. Powiedziałam, że będziemy kwadrans po pierwszej – odpowiedziała mama zerkając we wsteczne lusterko i uważnie włączając się do ruchu.

Anna była piękną kobietą po czterdziestce, w co nikt nie chciał uwierzyć. Miała jasne, długie włosy, które łagodnymi falami opadały jej na ramiona. Czasem  upinała je w zgrabny koczek z tyłu głowy, ale częściej nosiła rozpuszczone. Dzięki temu wyglądała na co najmniej dziesięć lat młodszą, niż była w rzeczywistości. Nie wyglądała jak matka dorosłej córki. Jak jej siostra też nie, bo nie były do siebie zbytnio podobne. Ciemnowłosa Mika była bardziej podobna do ojca. Czasem trochę zazdrościła matce tych jasnych loków. Jej włosy, były mocne i gęste, ale proste jak drut i często nie układały się tak, jak Mika by chciała, a mama – nawet zbytnio się nie starając – zawsze miała na głowie ład i porządek. Z kolei włosy Miki, szczególnie wtedy, gdy nieco podrosły, zwykle rano sterczały na wszystkie strony i trzeba je było zmoczyć i układać. Dlatego Mika wolała je ścinać krótko, niemal po chłopięcemu i tylko czasami przychodziło jej do głowy, że fajnie by było mieć włosy takie, jak mama. Może to dziwne, ale sama przyłapała się na tym, że coraz częściej tak właśnie myślała. Kiedy była dzieckiem, krótko przystrzyżona fryzurka bardzo jej odpowiadała. Była wygodna i niekłopotliwa. Ale teraz … teraz czasami chciała mieć włosy takie, jak mama – miękkie, puszyste i jasne.  Dobrze, że chociaż  cerę miała po mamie – jasną i delikatną, która przy ciemnych włosach i brązowych oczach, wydawała się jeszcze jaśniejsza.  Dzięki temu uroda Miki była bardzo oryginalna i nietuzinkowa.

Anna, wyprostowana jak struna, w skupieniu obserwowała drogę przed sobą. Wprawnie i pewnie lawirowała między samochodami, których teraz zewsząd pojawiało się coraz więcej i więcej. To nie była dobra pora na jazdę, kiedy akurat czas naglił. Na szczęście Anna była świetnym kierowcą, a nieduży i szybki samochód doskonale nadawał się do jazdy zatłoczonymi ulicami miasta. Jeśli spóźnią się, to na pewno niewiele, ale wszystko wskazywało na to, że zdążą na czas.

Mika spod oka obserwowała matkę. Nawet prowadząc samochód w taki gorący i parny dzień, Anna zachowywała grację i elegancję, jakby ten upał wcale jej nie dotyczył. Na dzisiejszy lunch włożyła bladoniebieski letni kostiumik, dopasowany idealnie do jej równie idealnej figury. Kapelusz, który odrzuciła na tylne siedzenie pasował do jej stroju, butów i torebki. Anna miała świetny gust i ceniła sobie elegancję. I dlatego trudno jej było pogodzić się z tym, że jej jedyna córka podchodziła do spraw związanych ze swoim wyglądem, z taką beztroską i wręcz z lekceważeniem. Od dziecka zamiast sukienek, wolała wygodne dżinsy i proste, bawełniane koszule czy zwykłe t-shirty.

            Na parking przed restauracją zajechały pięć minut przed czasem. Bez trudu znalazły wolne miejsce. W porze lunchu nigdy nie było tu tłoku. Lokal należał do tych, które  zwykle zapełniały się dopiero w godzinach wieczornych. Był elegancki i drogi, a więc nie na kieszeń  przeciętnego pracownika firm znajdujących się w okolicy. Zresztą, każdy o tej porze wolał wyskoczyć na coś szybkiego i lekkiego. Widząc, przed jaką restauracją się zatrzymały, Mika pomyślała, że ma niewielkie szanse na to, żeby zdążyć na czas wrócić do biura. Tutaj na pewno nie podają fast foodów, a więc trzeba będzie poczekać, zanim coś przygotują. A wtedy na pewno spóźni się do pracy.  No, chyba że wybierze z karty coś naprawdę szybkiego, jakąś sałatkę albo kanapkę, jeśli będą mieli, a po zjedzeniu pożegna się i zostawi mamę z tym „czarującym, młodym człowiekiem”. Na pewno nie będzie to grzeczne, ale Mika nie chciała w nowym miejscu pracy wracać spóźniona po lunchu i może jeszcze tłumaczyć się, dlaczego. Atmosfera w biurze była świetna i ludzie życzliwi, więc Mika nie chciała tego psuć.

Kiedy weszły do restauracji, od stolika przy oknie wstał  jakiś mężczyzna i ruszył w ich kierunku. Mika nie widziała go dokładnie, bo idąca przed nią Anna skutecznie go zasłaniała rondem swojego błękitnego kapelusza.

- Witam panie serdecznie – jedynie usłyszała niski, miły głos z intrygującą chrypką. – Co za punktualność!

Anna przyspieszyła kroku i już z daleka wyciągnęła rękę na powitanie.

- Dzień dobry, Ericu! Nareszcie będziesz mógł poznać moją córkę. Mika też nie mogła się doczekać spotkania z tobą! – słysząc, co matka mówi, Mika gotowa była albo zapaść się pod ziemię ze wstydu, albo udusić matkę gołymi rękami.

Jednak kiedy Anna odwróciła się do niej mówiąc:

 – Mika, to jest właśnie Eric, o którym ci opowiadałam! – dobre wychowanie wzięło górę, więc Mika zmusiła się do uprzejmego uśmiechu i podając mu rękę, spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. I w tym momencie dosłownie ją zamurowało.

To było naprawdę bardzo dziwne spotkanie. Eric, tak jak matka mówiła, już na pierwszy rzut oka,  był rzeczywiście miłym i sympatycznym człowiekiem. Miał około trzydziestu lat,  ciemne, starannie przycięte włosy, delikatnymi falami układające mu się nad czołem i duże błękitne oczy, których niezwykły kolor podkreślały ciemne brwi i rzęsy, tak długie, że pozazdrościć mu ich mogłaby niejedna kobieta. Włosy, krótko przystrzyżone na skroniach, a nieco dłuższe nad czołem, co chwila opadały mu  na czoło, a on je lekkim, swobodnym ruchem ręki, z ujmującym uśmiechem, odrzucał na bok.  

Był świetnym rozmówcą, dowcipnym i inteligentnym.  Ubrany z niewyszukaną elegancją, wcale nie sprawiał wrażenia dupka. Wręcz przeciwnie – już przy pierwszym spotkaniu trudno było go nie polubić. Miły, sympatyczny,  szarmancki. Wszystko w nim było w jak najlepszym porządku, niemal idealne. Poza jednym. Eric był …jej szefem, a konkretnie – był właścicielem firmy, w której Mika od niedawna pracowała.  Nie miała przedtem możliwości poznania go, osobistego spotkania ani rozmowy z nim, bo zatrudnianie nowych pracowników należało do obowiązków kierownika personalnego, Samuela, i to z nim Mika spotkała się na rozmowie kwalifikacyjnej. Jednak już pierwszego dnia, jak tylko pojawiła się w biurze ze swoim CV, miała okazję w gabinecie sekretarki zobaczyć na ścianie całkiem sporej wielkości portrety Erica Grahama seniora, założyciela firmy i jej pierwszego prezesa oraz Erica Grahama syna, który od trzech lat, czyli od śmierci ojca,  pełnił funkcję prezesa. Już wtedy zwróciła na niego uwagę. Wydał jej się nie tylko interesujący, ale przede wszystkim bardzo młody. Zbyt młody, jak na pełnioną funkcję. Najbardziej jednak przykuwały uwagę jego oczy, które przenikliwym wzrokiem wpatrywały się w Mikę z wiszącego na ścianie portretu. Aż jej ciarki przebiegły po plecach. Tych niezwykłych oczu nie można było nie zauważyć. I nie można ich było zapomnieć. Mika nigdy jeszcze nie widziała, żeby ktoś miał oczy tak bardzo błękitne. Poza tym, nawet na fotografii, Eric wyglądał na bardzo interesującego, a nawet intrygującego  i pociągającego mężczyznę. Nawet dla Miki.

A teraz to dziwne spotkanie w restauracji. Zaskoczona i skrępowana sytuacją, Mika chciała odruchowo cofnąć wyciągniętą rękę, ale Eric był szybszy. Delikatnie ujął jej dłoń i lekko ściskając, uśmiechnął się serdecznie i … chyba jej się nie zdawało – mrugnął do niej porozumiewawczo. Odczytała to jako sygnał, żeby nie mówić nic matce na temat tego, że jest właścicielem Graham &Son Company, więc tylko uśmiechnęła się blado, odwzajemniając uścisk dłoni.

Zachowanie Erica sugerowało, że mama nie ma pojęcia, kim on jest dla jej córki, za to on doskonale wiedział, kim jest Mika i najwyraźniej nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, Mika odniosła nieodparte wrażenie, że to spotkanie zostało przez Erica ukartowane z premedytacją. Nie wiedziała czemu, tak mu zależało na tym , żeby ją poznać. A kiedy już dopiął swego – wyglądał na bardzo zadowolonego.  Za to dla niej była to dość niekomfortowa sytuacja. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać i jak go traktować. Czy z dystansem, jako swojego szefa, czy normalnie, jak każdego innego znajomego. Czuła przez skórę, że Eric wolałby, żeby nie tylko nie zdradzała matce, kim jest, ale właśnie, żeby Mika – przynajmniej w tej sytuacji – nie traktowała go jak szefa. Spojrzała na niego i lekko skinęła głową. Eric mógł to odczytać dwojako – jako skinienie głową na powitanie, bądź jako zgodę i przyjecie jego gry.

 Uwolniwszy się od jego wzroku, siadła na pierwszym z brzegu miejscu przy stoliku nakrytym eleganckim obrusem w kolorze ivory, na którym stał niewielki wazon z delikatnie pachnącymi frezjami. Tymczasem Eric szarmancko odsunął Annie krzesło i usiadł dopiero wtedy, kiedy mama zajęła swoje miejsce.

Jak spod ziemi pojawił się przy ich stoliku kelner.

- Czy mogę podać państwu coś do picia? – zapytał wręczając mamie kartę menu.

- Ja poproszę wodę z lodem i cytryną.

- Dla mnie to samo – powiedziała Mika.

- W takim razie poprosimy trzy razy wodę z lodem i cytryną – Eric wziął kartę i z zainteresowaniem zaczął ją przeglądać.

- Co szybkiego do zjedzenia może mi pan zaproponować? – zapytała Mika, zanim kelner ruszył po wodę.

- Mika nie ma zbyt wiele czasu – mama pośpieszyła w stronę Erica z wyjaśnieniami – Wyskoczyła z pracy tylko na lunch.

- Myślę, że nic się nie stanie, jeśli chwilę się spóźnisz – Eric zerknął na nią znad karty. – Szef ci na pewno za to głowy nie urwie.

- Mika jest bardzo punktualna – znów pierwsza odezwała się mama – Nie lubi się spóźniać …

- Mamo, umiem sama mówić, naprawdę – Mika była mocno poirytowana, ale starała się panować nad głosem, więc uwaga rzucona w stronę mamy zabrzmiała stanowczo, ale grzecznie. Eric, co nie umknęło uwadze Miki, szybko schował  się za menu, żeby ukryć uśmiech, który pojawił mu się na twarzy. Jego reakcja rozbawiła Mikę i od razu poprawiła jej humor.

- Mogę polecić Cobb salad, jeśli lubi pani sałatki – zaproponował uprzejmie kelner.

- Oczywiście, że lubię i w takim razie poproszę sałatkę Cobb   - Mika oddała kelnerowi swoją kartę i zwróciła się do Erica – Wolę się nie spóźniać. Poza tym, mam jeszcze sporo pracy, a muszę skończyć do jutra jeden z projektów.

- Ja też poproszę tę sałatkę – mama, nieco zrezygnowana, przyłączyła się do zamówienia  Miki.

- W takim razie, jeśli pozwolisz Anno – Eric zwrócił się do matki – dzisiaj ja też ograniczę się do sałatki, a dzięki temu będę miał pretekst, żeby zaprosić panie na kolację. Proszę tylko powiedzieć, kiedy macie wolny wieczór. Ja się dostosuję.

- Myślę, że dopiero po balu – powiedziała mama z lekkim zastanowieniem. – Wtedy będzie okazja, żeby podsumować naszą akcję charytatywną i spokojnie porozmawiać. Bez takiego pośpiechu, jak dzisiaj.

- A … właśnie … Jeśli chodzi o bal … - Eric mówił powoli, celowo przeciągając słowa, jakby zastanawiał się, jak ma ująć to, co chce powiedzieć, aż mama spojrzała na niego nieco zaniepokojona.

- Tak? Jest jakiś problem?

 - Nie, nie – odpowiedział szybko – Tylko chciałem zapytać, czy mogę w sobotę przyjechać po panie?

Anna z błyskiem w oku zerknęła na córkę, a Mika odniosła wrażenie, że o to właśnie mamie chodziło i że tym lunchem dopięła swego.

- Ericu, to naprawdę miłe z twojej strony – mama sięgnęła po szklankę z wodą, którą właśnie postawił przed nią kelner. Powoli wypiła kilka łyków i dodała  – Bardzo chętnie z tobą pojedziemy, prawda Miko?  

- Dziękuję – Eric zerknął na Mikę, jakby sprawdzał jej reakcję, więc uśmiechnęła się może nieco krzywo i skinęła potakująco głową.  – Naprawdę, będę zaszczycony  mogąc towarzyszyć paniom w drodze na bal i … na balu.

Mika zastanawiała się, czy Eric rzeczywiście z natury jest aż tak bardzo uprzejmy, czy z jakiegoś – sobie tylko znanego powodu – gra takiego przed  nimi, a może raczej przed Anną.

Kelner przyniósł smakowicie wyglądające sałatki i pachnące, świeżutkie pieczywo, więc wszyscy zabrali się od razu za jedzenie. Sałatka idealnie pasowała na lunch, chociaż kelner na pewno nie takiego zamówienia spodziewał się po gościach. Wysoki napiwek, jaki zostawił mu Eric, zrekompensował zapewne rozczarowanie tak skromnym zamówieniem.

Po lunchu, Eric odprowadził je do samochodu. Pożegnał się z Anną i szarmancko otworzył przed nią drzwi jej samochodu. Anna z czarującym uśmiechem podziękowała i usiadła za kierownicą. Bycie damą nie stanowiło dla niej problemu. Ona nią była. Chyba już taka się urodziła. Mika patrzyła na matkę z zachwytem i można by było pomyśleć, że sama chciałaby być taka, jak matka. Nic bardziej mylnego. To, że podziwiała matkę, wcale nie znaczyło, że chciała być taka  sama, jak ona. Podeszła do samochodu i nie czekając, aż Eric do niej podejdzie, sama otworzyła sobie drzwi od strony pasażera.

Żegnając się z Miką, Eric dyskretnie, żeby Anna tego nie widziała i nie usłyszała, pochylił się i szepnął jej wprost do ucha:

- Do zobaczenia jutro w biurze.

 

Od 2 do 10000 znaków